wtorek, 7 czerwca 2016

Podsumowanie marca.

< 18-25 > 

1. Lee Child "Uprowadzony."
2. Małgorzata Warda "Nikt nie widział, nikt nie słyszał..."
3. James Patterson & Marshall Karp "Zdążę Cię zabić."
4. Sofia Caspari "W krainie kolibrów."
5. Jeffery Deaver "Kolekcjoner kości."
6. Maureen Lee "Wędrówka Marty."
7. Mons Kallentoft "Śmierć letnią porą."
8. Amy Licence "Historie kobiet Henryka VIII."    



piątek, 27 maja 2016

Do zobaczenia.

Najpierw przyleciały motyle. Owinęły mnie ciasno w kokon. Supłów, węzłów narobiły. Wydostać się długo nie mogłam.
Potem dopadły mnie "niechcemisię", "anacomito", "niemamochoty", "dajciemiświętyspokój" i najgorsze "mamwszystkow...nosie."
A teraz namówiona przez te co mnie dopadły oglądam turecki serial w oryginale.
Ni cholery nie rozumiem, ale oglądam.
No to do zobaczenie za jakieś ... 60 odcinków.  

niedziela, 15 maja 2016

Telegram.

Popsułam się.
STOP  
Teraz się naprawiam.
STOP
Pisanie jednym palcem jest do d... 
STOP
Przymusowe lenistwo jest do d...
STOP
Czytanie książek, gdy ciągle chce się spać jest do d...
STOP
Odezwę się jak motyle odfruną.
  

poniedziałek, 2 maja 2016

Pierwszy archiwalny.

Swoją przygodę z blogowaniem rozpoczęłam w marcu 2006 roku, namówiona do tego niecnego procederu przez własne dzieci. Założyłam bloga "Morze i Koliberki." w wielkiej tajemnicy, ale jak się bardzo szybko okazało konspirator był ze mnie kiepski. Już na drugi dzień od rozpoczęcia działalności moje dzieci odkryły sekret. Pamiętam, że próbowałam jeszcze ściemniać, że absolutnie nie, nic nie zakładałam, ale one nie dały się oszukać. A potem zostały moimi najwierniejszymi kibickami.
Zamierzam część tamtych wpisów przenieść tutaj (chyba już kiedyś o tym wspominałam), dzisiaj pierwsza odsłona. 

Marzec 2006.
Dzisiaj zacznę od początku. Koliberki to moje dzieci, łobuzy niesamowite. Nie potrafią minuty usiedzieć na miejscu, szczególnie najmłodszy. Najstarsza prowadzi sama nie wiem ile blogów, wysyła miliony sms-ów notorycznie przekraczając swój rachunek telefoniczny i żąda równouprawnienia. Średnia to artystka straszna, na dodatek kokietka i delikates. Trzeba uważać ,żeby jej nie urazić. A mały to ... najbardziej ruchliwe dziecko na świecie. Ciągle gdzieś gna i pędzi. Nawet oglądając bajkę, nie potrafi siedzieć spokojnie. 1000 pomysłów na minutę, jeden lepszy od drugiego. Uwielbia udawać syrenę alarmową, czym jeszcze do niedawna dość skutecznie szantażował rodzinę. Przyznaję się bez bicia - rozpuściłam dziecko i to nie jedno. Weszły mi na głowę i zejść nie chcą. Ale niech tam siedzą, nie będę narzekała, bo to moja szalona trójka.  

Komentarz Starszej: No a jak. Równouprawnienie musi być. Demokracja przecież. Też ciem koffam mamciu. Proszę mniem niem mordować. Ja jetem grzeczna.

środa, 27 kwietnia 2016

Podsumowanie lutego.

< 11-17 >

1. Elizabeth Chadwick " Waleczny Rycerz." 
2. Sherry Jones "Królowe."
3. Alex Kava "Ostateczny cel." 
4. Lisa See "Kości smoka." 
5. Cristina Morato "Królowe przeklęte." 
6. Diana Chamberlain "Dar morza." 
7. Mons Kallentoft "Ofiara w środku zimy." 








sobota, 23 kwietnia 2016

Książkowe święto.

Jaki dzień dzisiaj mamy?
23 kwietnia - Światowy Dzień Książki.
Co w takim dniu robią mole książkowe?
Czytają książki, wąchają książki.
A co robią nałogowe mole książkowe?
To samo co zwykłe mole, ale oprócz tego idą do księgarni po jedną książkę, a wychodzą z jeszcze jedną, a może jeszcze tą i z ta już będzie ostatnia

czwartek, 21 kwietnia 2016

Dzień.

Siódma rano, na termometrze dwa stopnie, na szybie w samochodzie szron.
Słońce pięknie świeci, więc jest szansa na cieplejszy dzień.
Pierwsza kawa już wystygła, druga się jeszcze nie zaparzyła.
Siedzę i planuję dzień.
Rozmyślam.
Jeszcze kilka chwil ciszy, nim dzień obudzi się na dobre.
Pies sąsiadów jeszcze nie szczeka, wróble nie świergolą, jest cudnie.
Wczoraj ból gardła, 37 i 5 kresek, herbata z cytryną.
Dzisiaj wielka ochota na spacer.

Za dwa dni Światowy Dzień Książki.
Siedzę i pilnie śledzę promocje w księgarniach internetowych.
Śledzę, chociaż nie powinnam.

Dopijam kawę i miłego dnia Wam życzę.

piątek, 15 kwietnia 2016

Starocie sprzątam, znowu.

Już jakiś czas temu szumnie obwieściłam wszem i wobec, że biorę się za sprzątanie starych blogów. W rzeczywistości wyglądało to tak, że jak mi się przypomniało i miałam chwilkę, to coś tam przejrzałam, coś tam usunęłam.
W minimalistycznych ilościach, choć miało być w hurtowych. Patrząc na to ile tam kiedyś wyprodukowałam rożnych, dziwnych rzeczy, trwało by to może nie wieki, ale jeden wiek na pewno.
Korzystając z tego, że od kilku dni jestem bardziej w stanie spoczynku, a nie ruchu, postanowiłam na poważnie zabrać się za te porządki. 

No i się zabrałam...

Po spędzeniu kilku ładnych godzin na pierwszym blogu, przeczytaniu tony notek z datą produkcji 2006 stwierdzam co następuje: 
po pierwsze: fajnie wrócić do przeszłości
po drugie: moje dwa nałogi mimo upływu lat mają się świetnie 
po trzeci: jestem nadal zdrowo dziabnięta w mózg i to jest nieuleczalne
po czwarte: moje dzieci dorosły, a ja wcale się nie postarzałam!
po piąte: nadal wymyślam dziwne wierszydła, tylko tutaj się jeszcze nimi nie pochwaliłam
po szóste: nadal piszę bzdety i dziwię się, że ktoś to czyta
po siódme: część z tych staroci wyladuje tutaj
i po ostatnie : jeszcze trochę mi tam zleci...

środa, 13 kwietnia 2016

Biała.

pierwszej, starej tabletce organizm powiedział :
zbyt długo jesteśmy razem, już na mnie nie działasz, więc musimy się rozstać. 
drugiej, nowej tabletce organizm powiedział :
wcale na mnie nie działasz, więc po co Cię brać?
trzeciej, nowej tabletce organizm powiedział :
niby na mnie działasz, ale lady wątroba i nerkowce sztuk dwie nie mogą strawić Twego towarzystwa, więc chyba nic z tego nie będzie.

no i d..a ... biała
biała jak tabletka

czwartek, 7 kwietnia 2016

Lato, ach to Ty?

Nie wiem jak Wy, ale ja zaczynam się zastanawiać, czy pogoda ma równo pod sufitem!
Piąty kwietnia, godzina osiemnasta z minutami - termometr pokazuje prawie 30 stopni! Celsjusza!
Kurka wodna - to wiosna czy już może lato?
Ja rozumiem - "Kwiecień plecień, wciąż przeplata.
                      Trochę zimy, trochę lata."
No ale trzy dychy?!
Nie macie wrażenia, że pogoda "troszkę" zwariowała?

Jak biedny człowiek, który ledwo z zimowych czap i szalików się wyplątał, kozaczki zrzucił, puchową kurtę w szafie zawiesił, ma się na taki gorąc przestawić? Żadnych sweterków, cienkich kurtałek, ani przejściowych bucików, tylko od razu koszulki na ramiączkach i sandałki?

Ja protestuję, ja się nie zgadzam!
Żądam normalnej, delikatnej, polskiej wiosny!  


czwartek, 31 marca 2016

Podsumowanie stycznia.

< 1-10 >
  
  1. Arthur Conan Doyle "Przygody Sherlocka Holmesa." 
  2. Alex Kava "Płomienie śmierci."  
  3. Alex Kava "Śmiertelne napięcie." 
  4. Alex Kava "Kolekcjoner." 
  5. Sarah Bower "Grzechy rodu Borgiów." 
  6. Lee Child "Poziom śmierci." 
  7. Dean Koontz "Co wie noc." 
  8. Juliet Grey "Maria Antonina. W Wersalu i Petit Trianon." 
  9. Lisa Jackson "Mściwość." 
10. Lisa See "Interior."  





wtorek, 15 marca 2016

Sklerotyczka.

Mówiłam, że mam sklerozę? 
Nie?
To teraz mówię.
Mam sklerozę!
Wielką, ogromną i zapominalską.
M
am nawet na to papiery od doktora.
I dowody. 

Tadam!

Zapomniałam hasła do bloga!

Dopiero dzisiaj doznałam olśnienia i przypomniałam je sobie.

Mówiłam - SKLEROZA.

sobota, 5 marca 2016

Morski sen.

Miałam piękny sen. Byłam nad morzem.                 Czy ja może wspominałam, że kocham morze? Wydaje mi się, że tak, ale może to nie tutaj, ale na poprzednim, starym blogu było. A jeśli faktycznie to na starym było, to teraz oficjalnie na nowym obwieszczam wszem i wobec, że morze kocham miłością szczerą, wierną i wieczną.                                         I byłam nad tym moim ukochanym morzem. Ależ ono pięknie pachnie i cudnie szumi. Było chłodno, ale słonecznie. Spacerowałam, oddychałam, inhalowałam się jodem, odpoczywałam. Starałam się nie zbierać muszli, bo w domu stoją już dwa pełne słoiki. Karmiłam łabędzie, kaczuszki i mewy. A potem się obudziłam ... i okazało się, że to wcale nie był sen. Wyferiowałam się!                                

poniedziałek, 29 lutego 2016

Za długi luty.

mamo poślesz jakąś kasę?
jeszcze się luty nie skończył
czyli mam biedna głodować? 
no jeszcze się marzec nie zaczął
już dawno byśmy mieli marzec, gdyby nie to, że mamy rok PRZESTĘPCZY! 

piątek, 19 lutego 2016

Jedzie czołg.

Mąż:po co brałaś ze sobą te wszystkie książki i kazałaś mi je taszczyć?
Żona:to są TYLKO 3 książki i chciałam Ci zaoszczędzić kupowania tutaj nowych.
Mąż:czołg mi tu jedzie?
Żona:no co! nie wierzysz w to, że nie chciałam kupować nowych?
Mąż:nie, w to, że sobie tutaj nowych nie kupisz.

Ups.

czwartek, 11 lutego 2016

Nie przeczytam 52 książek!

Od jakiegoś czasu czytam tu i tam o inicjatywie czytelniczej - "Przeczytam 52 książki w roku". Niedawno nawet w telewizji śniadaniowej o niej mówili.
Kto o niej czytał lub słyszał, ręka do góry!
Namiętni czytacze, książkoholicy i mole książkowe pewnie tą rękę podnieśli, a tym którzy nie wiedzą o co chodzi, już tłumaczę. 
W ogólnym zarysie chodzi o to, żeby zachęcić ludzi do czytania. 
Wiadomo - ludź zapisany do czegoś na większym forum, czuje się zobowiązany do wypełnienia owego, bo inni patrzą, w kupie motywacja większa, a i dokonaniami pochwalić się można szerszemu gronu.  
A mówiąc serio - rok ma 52 tygodnie, czyli wychodzi jedna książka na tydzień. Jedną przeczytać w tygodniu nie powinno być trudno. Czyli książka w dłoń i do dzieła. Oczywiście wszystko na zasadzie dobrowolności i absolutnie nic na siłę. Jest też propozycja dla opornych lub tych, którzy mają mniej czasu na czytanie - 26 książek w roku, czyli jedna na dwa tygodnie. To już przysłowiowa bułka z masłem. 
Moim skromnym zdaniem - bardzo fajna inicjatywa, ale ja jestem przekorna i postanowiłam, że nie przeczytam tych 52 książek!
Ja przeczytam 104 książki w 2016 roku!
Tak właśnie zrobię!  

czwartek, 4 lutego 2016

Czwartek Tłusty.

Będziesz jadł tego ostatniego pączka z bitą śmietaną?
Zjem. Poświęcę się dla Ciebie.
Poświęcisz?
No, żebyś nie była gruba.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Ewa! To Twoja wina!

Ale się dzisiaj zdenerwowałam! 
Odwiedziłam bloga Ewy. Czytam, patrzę, oczom własnym nie wierzę.  
Jak można stwierdzić, że ma się wenę, po czym wziąć druty i na jednym oddechu wydziergać wdzianko na termos, sweter, rękawiczki sztuk dwie, plus szalik i czapkę? Oczywiście wszystko w piękne warkocze!    
Z zawiści aż się zagotowałam! 
Kawę akurat piłam, prawie się nią udławiłam. Monitor oplułam.
Bo ja tylko prawe i lewe, w dodatku w ślimaczym tempie robię. Zazdrosna jestem!
W kompleksy wpadłam. W nerwie paskudnym swoją robótkę prawie całą sprułam. Potem próbowałam ją reanimować, ale że łapy niezbyt sprawne, a gały prawie ślepe wełna mi uciekła i teraz od nowa oczka liczę. 
Ta dla której dziergane było, do domu teraz przyjedzie i mnie udusi. A potem o chlebie i wodzie w ciemniej piwnicy mnie zamknie, żebym wreszcie skończyła to co zaczęłam. 
Będzie mnie miała Ewa na sumieniu! 
Mam taką teorię i tylko ona mnie pociesza - Ewa to nie zwykła kobieta, ale kosmitka!




A tak na poważnie - podziwiam i pewnie, że zazdroszczę (pozytywnie), bo też bym tak chciała :) 

czwartek, 28 stycznia 2016

Obiecałam i sprzątam.

W Sylwestra postanowiłam, że nie będę robić żadnych postanowień na nowy rok. Po co marnować czas i atrament na spisywanie czegoś, czego i tak nie dam rady wykonać. Moja wada genetyczna, potocznie zwana leniem, widząc taką listę, roześmiałaby mi się prosto w twarz. 
Obiecałam sobie tylko jedną rzecz - posprzątać w szafkach, szufladach,pudełeczkach na pierdołki,torebkach, portmonetkach i kieszeniach oraz na starych blogach i pocztach. 

No i sprzątam.

Wyrzucam to co niepotrzebne, bo człowiek jak ten chomik dobra gromadzi, bo to i tamto jeszcze się przyda. Wyrywam kartki ze starych pamiętników, aby zaoszczędzić potomnym czytania dziwnych rzeczy. Doprowadzam do ładu spisy przeczytanych książek i tych, które chciałabym przeczytać. Wygarniam z portfelowych czeluści tony paragonów. Kolejna moja dziwna przypadłość - dają paragon, to biorę, a potem zawsze zapomnę wyrzucić. Może dlatego pieniądz w mym portfelu mieszkać nie chce. W kieszeni kurtki znalazłam kilka papierków z perfumerii, pozostałość po zakupach świątecznych. 
Przenoszę notki ze poprzednich blogów, czytam stare komentarze. Szykuję zdjęcia do wywołania, bo trzeba je w końcu powkładać w albumy. Zastanawiam się, kiedy zdążyłam się dorobić pięciu adresów mailowych.  
I to wszystko powoli,po cichu, żeby leń się nie dowiedział. Pełna konspiracja.

W międzyczasie jeszcze próbuję robić na drutach, czytam książki, gotuję obiady i wykonuję inne czynności, które kura domowa wykonać musi. 
Jednym słowem - urobiona jestem, na tego bloga czasu już nie mam ;).


czwartek, 21 stycznia 2016

Babunia moja.

Kiedy ja się urodziłam, moja babcia była już grubo po osiemdziesiątce. Mieszkała w innym mieście, ale prawie w każdą niedzielę razem z rodzicami przyjeżdżaliśmy do niej w odwiedziny. Gdy wracam myślami do tamtych czasów, to mam przed oczami pomarszczoną starowinkę, białą jak gołąbek, z warkoczem sięgającym do pasa. Pamiętam jej miękkie dłonie i mądre oczy, patrzące zza grubych szkieł okularów. Babcia nie chodziła już, miała chore nogi. 
Mijały kolejne lata, ona była coraz starsza,ale pamięć miała rewelacyjną. Pamiętała wszystko - imiona, nazwiska, daty, wydarzenia z przeszłości. Zawsze, podczas odwiedzin, siadałam obok niej i prosiłam o kolejną, fascynującą opowieść z dawnych czasów. Moja babcia przeżyła wiele, w tym obie wojny światowe, więc miała co wspominać. Potrafiła opowiadać godzinami, a ja słuchałam, słuchałam i nigdy nie miałam dość. 
Pamiętam, że w zakamarkach babcinej szafy zawsze był ukryty jakiś drobiazg dla mnie. Babunia uwielbiała sprawiać mi niespodzianki. Szperałam w tej szafie - sprawiało mi to wielką frajdę, a ona bardzo się z tego powodu cieszyła. Wiem, że bardzo mnie kochała i było to uczucie w stu procentach odwzajemnione. Zbyt krótko było mi dane cieszyć się jej obecnością.
Moja babcia, babunia, babuleńka...

czwartek, 14 stycznia 2016

Być czy nie być.

Odpaliłam rano urządzenie, w moim przypadku szumnie zwane komputerem i wyruszyłam pozwiedzać blogosferę. Blogi - cud, miód i orzeszki. Oczywiście nie wszystkie, ale sporo tak. Mają ludzie przeróżne talenta. Ech...Niestety im dłużej zwiedzałam tym miałam większą zagwozdkę - czy ja, taki pospolity żuczek powinnam zaczepiać się w blogowym świecie.
Otóż :
Kulinarnego bloga mieć nie będę, bo szczerze przyznam, że kucharz czy cukiernik ze mnie kiepski. Co prawda nikogo jeszcze nie otrułam, ale nie ma co ryzykować. Zawsze może być ten pierwszy raz.W rękodzieło też raczej bawić się nie zamierzam, bo talenty może jakieś są, ale nie na takim poziomie, aby móc się nim pochwalić w internecie. Straszyć nimi nikogo nie zamierzam. Blog fotograficzny to też nie moja bajka. Na sto zrobionych zdjęć może dwa, trzy, no góra pięć mi wyjdzie. Ile ja bym się musiała z aparatem nagonić, żeby zapełnić blog fotograficzny. Masakra.Sport - fitness-y, pilates-y, siłownia i inne wygibasy - też nie. Ja jestem zwierzę kanapowe, czasami tylko na jakiś spacerek wyskoczę, ew. po zakupy.W sumie tylko o bzdetach nie poważnie zbyt tu mogę popisać, a więc być czy nie być...oto jest pytanie.

czwartek, 7 stycznia 2016

No i klops.

Nie miała baba kłopotu i założyła sobie bloga.A teraz siedzi i walczy z dziadostwem.Dziesięć lat temu, gdy pierwszy raz na blogowanie ją licho podkusiło, zakładanie było jakieś łatwiejsze.Wymyśliła nazwę, pseudonim, kolorki dobrała i było po sprawie.A teraz?Jakieś widgety, gadżety, wtyczki, stopki. To przenieś, tamto wklej.Kolory się zmienić na niebieski nie chcą, uparcie trwając przy nielubianej przez babę czerwieni.Może nie powinna była tego bloga zakładać.Szlag jasny! Różowe procenty - to wszystko wasza wina!