Zamierzam część tamtych wpisów przenieść tutaj (chyba już kiedyś o tym wspominałam), dzisiaj pierwsza odsłona.
Marzec 2006.
Dzisiaj zacznę od początku. Koliberki to moje dzieci, łobuzy niesamowite. Nie potrafią minuty usiedzieć na miejscu, szczególnie najmłodszy. Najstarsza prowadzi sama nie wiem ile blogów, wysyła miliony sms-ów notorycznie przekraczając swój rachunek telefoniczny i żąda równouprawnienia. Średnia to artystka straszna, na dodatek kokietka i delikates. Trzeba uważać ,żeby jej nie urazić. A mały to ... najbardziej ruchliwe dziecko na świecie. Ciągle gdzieś gna i pędzi. Nawet oglądając bajkę, nie potrafi siedzieć spokojnie. 1000 pomysłów na minutę, jeden lepszy od drugiego. Uwielbia udawać syrenę alarmową, czym jeszcze do niedawna dość skutecznie szantażował rodzinę. Przyznaję się bez bicia - rozpuściłam dziecko i to nie jedno. Weszły mi na głowę i zejść nie chcą. Ale niech tam siedzą, nie będę narzekała, bo to moja szalona trójka.
Komentarz Starszej: No a jak. Równouprawnienie musi być. Demokracja przecież. Też ciem koffam mamciu. Proszę mniem niem mordować. Ja jetem grzeczna.
ciekawe, jak po 10 latach byś o nich napisała? :)
OdpowiedzUsuńOj to koliberki przez 10 lat wyrosly- jak zmienily sie badz nie?? Jaka droga ida dzisiaj??
OdpowiedzUsuńwłaśnie .... dawaj jakieś porównanie jak jest po 10 latach :D
Usuń