czwartek, 28 stycznia 2016

Obiecałam i sprzątam.

W Sylwestra postanowiłam, że nie będę robić żadnych postanowień na nowy rok. Po co marnować czas i atrament na spisywanie czegoś, czego i tak nie dam rady wykonać. Moja wada genetyczna, potocznie zwana leniem, widząc taką listę, roześmiałaby mi się prosto w twarz. 
Obiecałam sobie tylko jedną rzecz - posprzątać w szafkach, szufladach,pudełeczkach na pierdołki,torebkach, portmonetkach i kieszeniach oraz na starych blogach i pocztach. 

No i sprzątam.

Wyrzucam to co niepotrzebne, bo człowiek jak ten chomik dobra gromadzi, bo to i tamto jeszcze się przyda. Wyrywam kartki ze starych pamiętników, aby zaoszczędzić potomnym czytania dziwnych rzeczy. Doprowadzam do ładu spisy przeczytanych książek i tych, które chciałabym przeczytać. Wygarniam z portfelowych czeluści tony paragonów. Kolejna moja dziwna przypadłość - dają paragon, to biorę, a potem zawsze zapomnę wyrzucić. Może dlatego pieniądz w mym portfelu mieszkać nie chce. W kieszeni kurtki znalazłam kilka papierków z perfumerii, pozostałość po zakupach świątecznych. 
Przenoszę notki ze poprzednich blogów, czytam stare komentarze. Szykuję zdjęcia do wywołania, bo trzeba je w końcu powkładać w albumy. Zastanawiam się, kiedy zdążyłam się dorobić pięciu adresów mailowych.  
I to wszystko powoli,po cichu, żeby leń się nie dowiedział. Pełna konspiracja.

W międzyczasie jeszcze próbuję robić na drutach, czytam książki, gotuję obiady i wykonuję inne czynności, które kura domowa wykonać musi. 
Jednym słowem - urobiona jestem, na tego bloga czasu już nie mam ;).


czwartek, 21 stycznia 2016

Babunia moja.

Kiedy ja się urodziłam, moja babcia była już grubo po osiemdziesiątce. Mieszkała w innym mieście, ale prawie w każdą niedzielę razem z rodzicami przyjeżdżaliśmy do niej w odwiedziny. Gdy wracam myślami do tamtych czasów, to mam przed oczami pomarszczoną starowinkę, białą jak gołąbek, z warkoczem sięgającym do pasa. Pamiętam jej miękkie dłonie i mądre oczy, patrzące zza grubych szkieł okularów. Babcia nie chodziła już, miała chore nogi. 
Mijały kolejne lata, ona była coraz starsza,ale pamięć miała rewelacyjną. Pamiętała wszystko - imiona, nazwiska, daty, wydarzenia z przeszłości. Zawsze, podczas odwiedzin, siadałam obok niej i prosiłam o kolejną, fascynującą opowieść z dawnych czasów. Moja babcia przeżyła wiele, w tym obie wojny światowe, więc miała co wspominać. Potrafiła opowiadać godzinami, a ja słuchałam, słuchałam i nigdy nie miałam dość. 
Pamiętam, że w zakamarkach babcinej szafy zawsze był ukryty jakiś drobiazg dla mnie. Babunia uwielbiała sprawiać mi niespodzianki. Szperałam w tej szafie - sprawiało mi to wielką frajdę, a ona bardzo się z tego powodu cieszyła. Wiem, że bardzo mnie kochała i było to uczucie w stu procentach odwzajemnione. Zbyt krótko było mi dane cieszyć się jej obecnością.
Moja babcia, babunia, babuleńka...

czwartek, 14 stycznia 2016

Być czy nie być.

Odpaliłam rano urządzenie, w moim przypadku szumnie zwane komputerem i wyruszyłam pozwiedzać blogosferę. Blogi - cud, miód i orzeszki. Oczywiście nie wszystkie, ale sporo tak. Mają ludzie przeróżne talenta. Ech...Niestety im dłużej zwiedzałam tym miałam większą zagwozdkę - czy ja, taki pospolity żuczek powinnam zaczepiać się w blogowym świecie.
Otóż :
Kulinarnego bloga mieć nie będę, bo szczerze przyznam, że kucharz czy cukiernik ze mnie kiepski. Co prawda nikogo jeszcze nie otrułam, ale nie ma co ryzykować. Zawsze może być ten pierwszy raz.W rękodzieło też raczej bawić się nie zamierzam, bo talenty może jakieś są, ale nie na takim poziomie, aby móc się nim pochwalić w internecie. Straszyć nimi nikogo nie zamierzam. Blog fotograficzny to też nie moja bajka. Na sto zrobionych zdjęć może dwa, trzy, no góra pięć mi wyjdzie. Ile ja bym się musiała z aparatem nagonić, żeby zapełnić blog fotograficzny. Masakra.Sport - fitness-y, pilates-y, siłownia i inne wygibasy - też nie. Ja jestem zwierzę kanapowe, czasami tylko na jakiś spacerek wyskoczę, ew. po zakupy.W sumie tylko o bzdetach nie poważnie zbyt tu mogę popisać, a więc być czy nie być...oto jest pytanie.

czwartek, 7 stycznia 2016

No i klops.

Nie miała baba kłopotu i założyła sobie bloga.A teraz siedzi i walczy z dziadostwem.Dziesięć lat temu, gdy pierwszy raz na blogowanie ją licho podkusiło, zakładanie było jakieś łatwiejsze.Wymyśliła nazwę, pseudonim, kolorki dobrała i było po sprawie.A teraz?Jakieś widgety, gadżety, wtyczki, stopki. To przenieś, tamto wklej.Kolory się zmienić na niebieski nie chcą, uparcie trwając przy nielubianej przez babę czerwieni.Może nie powinna była tego bloga zakładać.Szlag jasny! Różowe procenty - to wszystko wasza wina!